poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Krótkie podsumowanie wakacji 2015 przez studentkę.

Jak większość blogerów Ja również postanowiłam krótko podsumować tegoroczne wakacje 2015, które dobiegły końca. Można powiedzieć, że to właśnie w czasie ich trwania dużo się w moim życiu pozmieniało ale przejdźmy do rzeczy. Pod koniec wakacji poczułam taki smutek, a z drugiej strony strach. Nie jest to spowodowane tym, że muszę iść do szkoły... Nic z tych rzeczy, ponieważ jako studentka mam ich jeszcze cały miesiąc. To co takiego mnie martwi?

Z jednej strony dopadł mnie smutek bo dopiero teraz tak naprawdę uświadomiłam sobie jak ten czas szybko płynie. Przecież tak naprawdę jeszcze niedawno sama kupowałam książki do szkoły i czekałam na to co przyniesie nowy rok szkolny. Natomiast z drugiej boję się nowych wyzwań, którym nie wiem czy dam radę sprostać i nie chodzi tu tylko o studia ale również o bloga... Może to ta nadchodząca jesienna aura działa tak na mnie ale wiem jedno, że się nie poddam i dalej będę dążyła do wyznaczonego celu... Tak wiem post miał być o wakacjach, a mi się zebrało na przemyślenia ale chyba nie macie mi tego za złe? 

Swoich wakacji nie spędziłam w luksusowym hotelu ani nie sączyłam drogiego drinka z parasolką na zagranicznej plaży. Baa... Nawet nie pojechałam do ukochanej Łeby, w której spędziłam pierwsze wspólne wakacje z narzeczonym... To w takim razie gdzie mnie wywiało? Jak się możecie domyślić nie wybyłam daleko bo tylko jakieś 50 km od domu ale uwierzcie, że jest to dla mnie miejsce wspomnień. Wyjechałam tylko na 4 dni do Przyjezierza, które większość osób uważa za oklepane... Może i jest w tym trochę racji ale dla mnie jest to coś więcej niż tylko plaża, domki i kilka sklepików na krzyż. Dla mnie jest to miejsce, w którym spędzałam każde swoje wakacje będąc jeszcze dzieckiem. Pamiętam jak dziś, że w dniu wyjazdu co roku w radiu leciał modny wtedy zespół ICH TROJE, a w drodze do ukochanego Przyjezierza czuć było zapach lasu... 

W te wakacje w dniu wyjazdu leciało zupełnie coś innego w radiu ale nie przeszkodziło mi to, żeby miło spędzić czas z najbliższymi. Podsumowując przez 4 dni zdążyłam się trochę opalić, przegrać trochę forsy na automatach, wypić kilka drinków przygotowanych przez siostrę. Oprócz tego pojechaliśmy również na jednodniową wycieczkę do Ogrodu Zoobotanicznego w Toruniu, a jeszcze innym razem na słynną Mysią Wieżę do Kruszwicy. W planach było też, żeby pojechać do Lichenia ale moje złe samopoczucie i brzydka pogoda nie pozwoliły na wyjazd. Jak widać nie trzeba jechać nie wiadomo jak daleko, żeby spędzić super wakacje... W końcu nie ważne gdzie, ważne z kim i jest w tym trochę racji...

Zapraszam do obejrzenia krótkiej fotorelacji. :-)
Jakby ktoś pytał ta mała dziewczynka na zdjęciach to moja 14 lat młodsza siostra, a ten z zarostem to narzeczony. :-D























czwartek, 27 sierpnia 2015

Top 5 sytuacji, które mnie mocno wkurzają.

W dzisiejszym poście postanowiłam wypisać top 5 sytuacji, które potrafią mnie w kilka sekund wyprowadzić z równowagi. W sumie jest ich o wiele więcej ale postarałam ograniczyć się tylko do tych 5 najważniejszych. W każdym bądź razie jeżeli jesteście ciekawi co takiego doprowadza mnie do szewskiej pasji to zapraszam do czytania...

1) Pierwszą rzeczą, która mnie bez wątpienia denerwuje jest sprzątanie po kimś. Wyobraź sobie, że sprzątasz mieszkanie na błysk przez kilka godzin, a później cieszysz się z panującego w nim porządku. Jednak Twoja radość nie trwa długo bo po chwili uświadamiasz sobie, że za chwilę ktoś z domowników zgłodnieje i pójdzie zrobić sobie coś do zjedzenia. Następnie za przeproszeniem upierdoli przy tym pół kuchni ale nie posprząta po sobie po czym zostawi bałagan i pójdzie jak gdyby nigdy nic. Jeszcze inna sytuacja to magiczne naczynia, których ciągle przybywa w zlewie. Nie wiesz jak? Wystarczy po prostu mieć lenia w domu, który zamiast myć po sobie na bieżąco woli po całym tygodniu wrzucić stertę garów przyniesionych z pokoju. W najgorszym wypadku u mnie w domu brakowało czystych widelców bo wszystkie przeważnie znajdowały się brudne w pokoju u siostry. Na szczęście dokupiłam zestaw i jak na razie nie narzekam na ich brak. Takich sytuacji można by wymienić jeszcze całe mnóstwo ale szkoda nerwów...

2) Spróbuj wyobrazić sobie siebie jak siedzisz nad czymś od dłuższego czasu i mimo chęci nie potrafisz tego zrobić... Natomiast blisko Ciebie jest osoba, której wykonanie tej czynności zajmie góra kilka minut ale mimo to nie próbuje Ci w żaden sposób pomóc. Niestety mój facet jest takim typem człowieka, który sam z siebie nie pomoże i trzeba mu się o wszystko prosić. Po ostatniej rozmowie powiedziałam mu jak bardzo mnie to wkurza po czym stwierdził, że robi tak dla mojego dobra. Przepraszam bardzo dla mojego czego? Mój szanowny chłopak wymyślił sobie, że metodą prób i błędów się nauczę. Tylko trzeba sobie uświadomić jedno, że taka metoda nie działa na każdego. W moim przypadku po kilkunastu nieudanych próbach wpadam w szał i złość bo po prostu nie mam cierpliwości. Nie chodzi o to, żeby ktoś zrobił wszystko za mnie tylko jak umie to, żeby mi po prostu pokazał jak to zrobić... Pomagając drugiej osobie nam korona z głowy nie spadnie, a dobry uczynek pojawi się na naszym koncie. 

3) Innym dość irytującym przykładem są starsze osoby, które wpychają się na chama w kolejkę do lekarza albo do autobusu. Nawet wczoraj natknęłam się na taką, która na siłę próbowała wcisnąć się do autobusu przede mną. Tak mnie tym za przeproszeniem wkurzyła, że po prostu nie wpuściłam jej i pewnie sobie teraz myślisz jaka to ze mnie wiedźma... Wybacz ale nie mam zamiaru ustąpić miejsca komuś kto po prostu na siłę to na mnie wymusza. Jak wiadomo taka babcia i tak pewnie przekręci i powie swoim koleżankom, że to młodzi są niewychowani ale mam to gdzieś. Szkoda tylko, że nie wspomni jeszcze jak to ona sama się wpycha w kolejkę innym... Drugą sytuacją, której nie zapomnę do końca życia było to jak 1 listopada wracałam z mamą i siostrami z cmentarza. Oczywiście autobus był podstawiony za darmo i starsi ludzie, którzy próbowali wejść do autokaru wnieśli przy tym mojego prawie 2 metrowego dziadka ważącego około 120 kg. Wyobrażacie to sobie? Babcie, które zazwyczaj opowiadają na prawo i lewo jakie to są chore pchały się do autokaru tak, że wniosły przy tym kawał chłopa. Oczywiście są wyjątki starszych ludzi ale przez 21 lat swojego życia spotkałam może z 3 takie przypadki.

4) Kolejnym czynnikiem, który mnie niesłychanie drażni w życiu codziennym jest koleś idący przez miasto i słuchający na maxa muzyki z komórki. Bądźmy ze sobą szczerzy ale kto normalny chce słuchać piosenek z głębokim przekazem, w których zazwyczaj co drugie słowo to ku***, pier***, dzi*** i.t.d. Oczywiście taka osoba ma prawo robić to na co ma ochotę ale pamiętajmy o tym, że nie wszystkim odpowiada akurat ten typ muzyki. Po pierwsze jeżeli lubisz słuchać piosenek na świeżym powietrzu to wystarczy zaopatrzyć się w słuchawki dzięki, którym drogi kolego zaoszczędzisz nerwów innym oraz sobie niepotrzebnych spięć. Jako przyszła matka nie chciałabym, żeby moje dziecko już na początku swojego życia uzupełniało zasób swojego słownictwa wyżej wymienionymi wyrazami. Ty możesz być tego całkowicie nieświadomy ale małe dzieci właśnie w pierwszych latach swojego życia zaczynają używać słów, które gdzieś wcześniej usłyszały. Po drugie idąc przez dzielnicę z tak ustawioną komórką i rękoma uniesionymi na boki chcę, żebyś wiedział, że takim zachowaniem wcale nie przypominasz Popka króla Albanii. Bardziej wyglądasz jakbyś nabawił się odparzeń pod pachami. Chyba, że zamiast mycia wolisz wietrzenie pach to już jest druga koncepcja takiej postawy. :-D

5) Zatem drogi czytelniku udało Ci się dotrzeć do ostatniego punktu listy najbardziej wkurzających mnie sytuacji, a może się domyślasz jaka jest ostatnia? No dobra, nie będę taka i Ci powiem. Nie lubię kiedy ktoś na siłę próbuje mnie przekonać do słuszności swojego zdania. W ostatnim poście o przebijaniu uszów u małych dzieci rozwinęła się mała awantura bo jedna z kobiet stwierdziła, że przesadzam i jest to coś normalnego. Niestety ale wspomniana osoba nie dała mi konkretnych przykładów, które choć trochę przekonałyby mnie do zmiany mojego zdania. Osoba rzekomo dojrzała, której napisałam o ryzyku ropienia uszu u niektórych dzieci po przebiciu porównuje to do przykładu, że jedni mają raka, a drudzy nie. Wybaczcie ale to porównanie akurat było za przeproszeniem z dupy i nie przekonało mnie nawet w 0,000001%. Jeżeli taki ktoś ma potrzebę, żeby kilkumiesięczne dziecko nosiło kolczyki to jest jego sprawa ale niech nikt nie narzuca mi swoich poglądów. Ja w poprzednim poście chciałam po prostu pokazać jakie mogą być tego konsekwencje, a to czy ktoś się do nich zastosuje to już inna bajka. Każdy ma inne poglądy na dany temat, które szanuję i wymagam tego samego dla siebie. 

Jestem ciekawa co Was mocno wkurza? :-P


niedziela, 23 sierpnia 2015

Kolczyki u małego dziecka. Przesada, czy coś całkiem normalnego?

Ostatnio dość często można spotkać się z dość kontrowersyjnym tematem, który dotyczy zakładania kolczyków małym dzieciom. Niestety ale coraz więcej mam decyduje się na przekłuwanie uszu swojemu małemu dziecku. Czytając na forach natknęłam się na zwolenniczki jak i przeciwniczki tego zabiegu. Jedne twierdzą, że taka drobna czynność upiększająca dziecka wcale nie boli bo dużo zależy od podejścia kosmetyczki. Natomiast inne uważają, że dziecko powinno samo zadecydować o przekłuciu uszu jak już będzie tego świadome. Jeżeli jesteście ciekawi mojego zdania na ten temat to zapraszam do lektury...

Szperając w internecie natrafiłam na różne opinie na temat przekłuwania uszu małym dziewczynkom. Znalazłam nawet jedną ciekawą historię pewnej kobiety, która po urodzeniu swojej pierwszej córki postanowiła przekłuć jej uszy jak ta miała 13 miesięcy. Swoją decyzję usprawiedliwiała tym, że dziewczynka miała już kilka ślicznych par kolczyków od rodziny. Po pewnym czasie od zabiegu uszy dziecka zaczęły ropieć i trzeba było je przemywać wodą utlenioną co dodatkowo sprawiało jej tylko niepotrzebny ból. W ostateczności kobieta zdecydowała się na wyciągnięcie kolczyków z uszu córki, które tak naprawdę przyniosły więcej szkód niż pożytku. Przy kolejnym dziecku postanowiła, że nie popełni już tego samego błędu jak przy pierwszej córeczce i pozwoli dziewczynkom na samodzielną decyzję o kolczykach jak te będą miały co najmniej 7-8 lat. Po prostu musiała stać się tragedia, żeby ta zrozumiała ale lepiej późno niż wcale. 

Ja sama kilka dni temu stojąc w księgarni w kolejce zauważyłam kobietę, która trzymała na rękach malutkie dziecko z kolczykami w uszkach. Z jednej strony to nie moja sprawa i nie moje dziecko ale poczułam się trochę zmieszana i jednocześnie oburzona tym widokiem. Może i jestem staroświecka i nie nadążam za tym co jest obecnie w modzie ale sprawiać ból własnemu dziecku kosztem głupich kolczyków to już przesada. Przecież takiemu maluchowi szczerze mówiąc jest obojętne w co jest ubrane, a tym bardziej za ile nosi kolczyki na uszach. Nie rozumiem matek, które na siłę próbują upiększać swoje pociechy. Prawda jest taka, że dziecko i bez kolczyków dla każdej matki powinno być najpiękniejsze na świecie. Jednak większość osób nie rozumie tego i uważa, że przecież w takim wieku ranka po przekłuciu szybko się goi i tu kłania się wyżej wspomniana historia... 

Ja mając około 5 lat samodzielnie zdecydowałam, że chcę mieć kolczyki. Początkowo nosiłam klipsy, które były bardzo niewygodne i dlatego zdecydowałam się na przekłucie uszu. Podczas zabiegu nie płakałam bo babcia z mamą wcześniej mnie uprzedziły, że to może trochę boleć więc zdążyłam się psychicznie do tego przygotować. Natomiast mając już 14 lat sama zrobiłam sobie dodatkową dziurkę w uchu, która na moje nieszczęście zaczęła się paprać. W efekcie ucho mocno mi spuchło i zaczęło ropieć. Był to jeden z moich głupich pomysłów, którego później żałowałam ale nastolatki robią różne dziwne rzeczy. W wieku 16 lat postanowiłam pójść już do salonu kosmetycznego, żeby nie powtórzyć poprzedniego błędu. Niestety mimo tego, że wszystko było przeprowadzone w bardzo sterylnych warunkach to ucho i tak ropiało przez najbliższe pół roku. Dopiero po okresie 6 miesięcy od zrobienia dodatkowych dziurek w uchu mogę powiedzieć, że wszystko całkowicie się zagoiło. Dlatego apeluję do wszystkich mam mających zamiar przekłuć uszy swojemu dziecku, które jeszcze nie jest tego świadome. Proszę Was zastanówcie się nad tym dobrze kilka razy zanim zdecydujecie się na tak poważny krok. 

Nie możecie kierować się tylko tym, że córce koleżanki uszy się zagoiły już po tygodniu i nic dziecka nie bolało... To, że było tak w przypadku innego dziecka nie oznacza, że będzie tak i w przypadku Waszego czego dowodem jest kolejny raz wyżej wspomniana historia... Tak samo nie wiesz czy malucha to faktycznie nie boli bo nie siedzisz w jego skórze. Jedno dziecko może być bardziej odporne na ból od drugiego i to się tyczy również gojenia uszu. Ja może i nie płakałam przy przekłuwaniu uszu bo od zawsze chciałam je mieć ale odczuwałam przez chwilę ból w trakcie zabiegu i nie było to dla mnie nic przyjemnego. Mimo tego, że o uszy dbałam i codziennie przemywałam je wodą utlenioną one i tak się paprały. Do dzisiaj, żeby móc nosić kolczyki w uszach muszą one być ze stali chirurgicznej albo złote bo innych niestety nie mogę nosić. Czasami zwyczajnie wystarczy poczekać aż dziecko samo pewnego dnia zawoła o kolczyki. Nie ma sensu się spieszyć z taką decyzją bo po prostu sobie nie zdajemy sprawy z tego, że zabieramy dziecku dzieciństwo.






wtorek, 18 sierpnia 2015

Jestem kasjerką to wszystko mi wolno!

Ten wpis miał w ogóle się nie pojawić ale po dzisiejszym incydencie w sklepie naszła mnie z jednej strony bezradność, a z drugiej złość i postanowiłam jednak to opisać. Praktycznie codziennie chodzimy na zakupy i w ostatnich dniach upały dają się prawie wszystkim we znaki. Zdaję sobie także sprawę, że praca ekspedientki w takie dni jak te wymaga nerwów ze stali i przede wszystkim uprzejmości. Jak wiadomo jednak nie wszyscy potrafią się do tego dostosować i wylewają swoje żale na klientów, którzy są Bogu ducha winni...

Właściwie to dzisiaj spotkałam się z taką sytuacją pierwszy raz, w której będąc na zakupach z mamą kasjerka z bólem tyłka rzuciła pieniędzmi tak, że spadły one na ziemię. Całą historię opisałam później na Facebooku po czym w odpowiedzi jedna z dziewczyn napisała mi komentarz, że powinnam zamienić się z kasjerką miejscami i dopiero bym zobaczyła jak to jest siedzieć w takie upały. Co bym zobaczyła? Sama pracowałam już jako kasjerka, a dokładniej 2 lata temu zaczynałam swoją pierwszą pracę w sklepie spożywczym w największe lipcowe upały. Możecie wierzyć lub nie ale na zakupy przychodziły różne osoby między innymi takie, które roznosiły zapach alkoholu w powietrzu i takie, które zwyczajnie śmierdziały potem i wszystkich musiałam traktować równo. 

Pomimo tego, że ktoś przyszedł przepocony lub gorzej ubrany to nadal był klientem, którego trzeba było obsłużyć. Musiałam to zrobić i być przy tym jednocześnie miła bo za to mi płacono i był to mój zasrany obowiązek. Nie sapałam i nie obrażałam się na kupujących, którzy płacili grubymi pieniędzmi. Tylko jak brakowało drobnych to biegałam gdziekolwiek i prosiłam się, żeby mi rozmieniono. W końcu wychodzę z założenia, że jak praca co niektórym nie odpowiada zawsze można się zwolnić, przekwalifikować albo zwyczajnie iść na studia i poszukać innej pracy na przykład w klimatyzowanym biurowcu. Jeszcze innym ale trochę trudniejszym wyjściem, żeby nie pracować na kasie to starać się o dofinansowanie i samemu założyć własny interes. Serio, nie widzę najmniejszego problemu bo zawsze jest jakieś wyjście z danej sytuacji. Ja sama z dnia na dzień zrezygnowałam z pracy jako kasjerka nie z powodu ludzi ale ze względu na współpracowniczki, które traktowały mnie gorzej niż śmiecia.

W miejscu, w którym pracowałam chciano zrobić ze mnie złodziejkę i kładziono na wierzch grube pieniądze, żeby sprawdzić czy je wezmę. Jeszcze innym razem jak poprosiłam o dzień wolny na sobotę bo wypadły mi akurat wtedy wykłady na uczelni to szykanowano mnie, że z jakiej to racji dostałam wolne. Po prostu zamiast się męczyć zrezygnowałam i wiem, że była to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Nie mówię tu o osobach, które mają rodziny i nie złożą wypowiedzenia z dnia na dzień bo jest to nierealne w ich przypadku. Takie osoby mogą jedynie chodzić i szukać pracy w innym miejscu lub jeżeli mają możliwość i wolne weekendy mogą iść do szkoły zaocznie i podwyższyć swoje kwalifikacje, żeby zmienić znienawidzoną pracę. Natomiast osoba, która napisała mi wyżej wspomniany komentarz ma 22 lata i nie ma dziecka ani rodziny na utrzymaniu. Dlatego jak praca w sklepie przeszkadza i klienci są upierdliwi to radzę zrobić tak jak Ja lub zastosować się do powyżej wypisanych propozycji...

Wy też spotkaliście się kiedyś z podobną sytuacją w sklepie? :-)





niedziela, 16 sierpnia 2015

Miłość przez internet. Why not?

Wielu z Was mając już swoją drugą połówkę czasami wspomina moment i okoliczności w jakich oboje się poznaliście. Może to być podczas imprezy, na domówce u znajomych, w barze lub przypadkiem na ulicy. W obecnych czasach coraz więcej ludzi decyduje się na poznanie kogoś wchodząc na czat lub zakładając konto na portalu randkowym. Dla jednych jest to dziwny sposób dla innych koło ratunkowe. Dlaczego tak uważam? Myślę, że osoby nieśmiałe z natury nie podejdą do kogoś na ulicy i nie zagadają o numer telefonu bo zwyczajnie się wstydzą i boją. W tym momencie jestem bardziej otwarta do ludzi ale zanim poznałam swojego faceta miałam problem, żeby się do kogoś w ogóle odezwać. Bałam się, że zostanę wyśmiana lub po prostu wyjdę na totalną idiotkę. Dlatego chwała temu kto wymyślił internet bo właśnie dzięki niemu poznałam swojego obecnego narzeczonego, a jak to się wszystko zaczęło? Zapraszam do przeczytania długiej lektury!

Jak pamiętacie mój drugi post na tym blogu pisałam Wam, że chodząc do szkoły średniej piątki spędzałam u byłej już koleżanki. W każdy piątek po lekcjach jeździłam do niej do domu, żeby nie czuć bólu i rozczarowania po rozstaniu z byłym. Z jednej strony to pomagało ale z drugiej czułam taką pustkę w swoim życiu. Czułam pustkę, którą nie wiedziałam jak mogłabym zapełnić. Marzyłam o miłości takiej no wiecie na całe życie i księciu na białym koniu, który porwie mnie do swojego zamku. Dobra trochę popłynęłam z tym księciem, a tak całkiem serio. Chciałam poznać kogoś kto mnie zwyczajnie pokocha i nie porzuci po kilku miesiącach chodzenia bo po co mi facet, który jest niezdecydowany. Jak co piątek wróciłam od koleżanki do domu i wspomnienia napełniały moje oczy łzami. Postanowiłam wtedy wejść na modne wtedy gadu-gadu i napisać do kogoś bo rozmowy z ludźmi zawsze dawały mi nadzieję na wiarę w ludzkość. Wybrałam więc w wyszukiwarce płeć: mężczyzna, wiek: 18-20 lat. Napisałam do dwóch chłopaków nie zwykłe cześć lub siemka. Od razu walnęłam prosto z mostu: Cześć. Masz ochotę popisać bo straszne nudy, a Twój numer tak naprawdę znalazłam w wyszukiwarce. Jeżeli nie chcesz pisać to od razu powiedz. 

Ku mojemu zdziwieniu jeden z nich odpisał i to całkiem pozytywnie. Rozmowa trwała chyba z kilka godzin i była taka naturalna jakbyśmy znali się od lat. Mieliśmy wiele wspólnych tematów i na koniec zaproponowałam mu, że jak będzie miał ochotę może się jeszcze kiedyś do mnie odezwać. W sumie długo czekać nie musiałam bo już na drugi dzień dostałam od niego wiadomość. Następna nasza rozmowa również miło przebiegła dlatego po tygodniu pisania mój obecny już narzeczony zaproponował mi spotkanie w realu w sobotę. Pamiętam, że lał wtedy rano deszcz i stwierdziłam, że idę spać dalej i nigdzie nie jadę. Dostałam od niego sms tego dnia, że pogoda chyba nie sprzyja spotkaniu więc można po prostu przełożyć datę spaceru. Drugiego terminu nawet nie umawialiśmy bo wypadł on przypadkiem. Pamiętam jedynie, że był to kolejny piątek i siedząc u koleżanki dostałam od niego sms: Czy jest szansa, że w ogóle się kiedyś spotkamy? Myślę sobie, że chyba nie. Nie chcę znowu cierpieć i płakać przez faceta, który mnie znowu porzuci. Koleżanka doradziła, żebym jednak poszła bo nic nie stracę, a może akurat będzie On w moim typie i wyjdzie coś więcej... Byłam tak uparta, że jedynie słowa koleżanki mnie w końcu przekonały: Idziesz na to spotkanie bo inaczej wyrzucę Ci kurtkę i buty przez okno. Myślę sobie: Dobra pójdę tylko jeden jedyny raz to może się w końcu ode mnie odczepi. 

Zmęczona po szkole i mając zaledwie godzinę do autobusu poszłam w umówione miejsce. Stał i czekał, do końca w sumie nie wiedziałam czy to On ale podeszłam i nieśmiało wydukałam z siebie jedynie: Cześć. Odwrócił się, a Jego wzrok i spojrzenie było takie jakby zobaczył co najmniej kosmitę lub coś równie dziwnego. Z nerwów wepchnęłam mu reklamówkę z płytami, które dostałam od koleżanki dla siostry i spytałam o kierunek spaceru. Z tamtego momentu pamiętam, że gadałam jak najęta. Moja buzia przez cały czas się nie zamykała. W sumie to już nawet nie przypominam sobie co mówiłam, a On patrzył się na mnie nadal jak na kosmitę. Ręce miałam schowane do kieszeni od kurtki, a myślami byłam zupełnie gdzie indziej. Po pierwszym spotkaniu idąc w stronę autobusu byłam przekonana, że już nigdy więcej się nie odezwie no bo tak dziwnie się na mnie patrzył. Na bank mu się nie spodobałam ale zachował się na tyle kulturalnie, że chociaż odprowadził mnie na autobus. Po powrocie do domu znowu napisał i zaczął się dopytywać o kolejne spotkanie co mnie bardzo zdziwiło. Po przemyśleniu sprawy stwierdziłam, że w sumie jest całkiem fajny i dobrze nam się ze sobą rozmawia to czemu by nie. Tylko obiecałam sobie wtedy jedno, żeby jak najdłużej być dla niego niedostępna.

Drugie spotkanie było nieco dłuższe bo trwało może z 2-3 godziny na dworzu, które mój narzeczony zawsze przypomina mi słowami: Pamiętasz jak po drugim spotkaniu na przystanku nie chciałaś mi dać całusa, a Ja Ci go skradłem? Następnym razem zabrał mnie po moich lekcjach do siebie do domu. Wtedy w sumie nie wiedziałam jeszcze gdzie mnie zabiera bo jak się dopytywałam to mówił tylko, że zobaczę. Po spotkaniu z ciekawości zapytałam Go co powiedział swoim rodzicom, że kim Ja dla Niego jestem? Odpowiedział, że uprzedził ich, że przyprowadzi swoją dziewczynę. Troszkę byłam zła, że znowu zaczęłam szybko związek, że jednak mogłam nie iść do Niego do domu. Bodajże po 3 spotkaniu napisałam mu, że wyprowadzam się na stałe do Lublina. Chciałam sprawdzić Jego reakcję i to czy w ogóle mu na mnie chociaż trochę zależy. Złapał doła i zaczął płakać, że jak to i dlaczego mu tego wcześniej nie powiedziałam tylko teraz jak się mocno zakochał? Podręczyłam Go i w końcu dałam mu spokój i tak zostaliśmy parą. Mimo, że dla wielu ludzi związek, który się szybko zaczął powinien równie szybko się zakończyć jest nieprawdą. Mój internetowy związek zaczął się zaledwie po dwóch tygodniach, a trwa już prawie 5 lat. Zakochaliśmy się w sobie będąc jeszcze w wieku nastoletnim i mając kilka nieudanych związków za sobą. Może związków to zbyt duże słowo ale wiecie o co chodzi... Dlatego gdyby nie internet podejrzewam, że nadal byłabym nieszczęśliwa i samotna. Nadal szukałabym szczęścia, a tak znalazłam bratnią duszę, która mieszkała zaledwie 20 km ode mnie, a Wy...

Jak poznaliście swoje połówki? :-)













poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Jestem matką swojej młodszej siostry.

Czasami w naszym życiu nie zawsze układa się po naszej myśli. Na niektóre sprawy po prostu nie mamy wpływu i musimy przyjąć to co przyniesie nam los mimo, że chwilami jest bardzo ciężko i boli. Długo myślałam nad tym czy jest w ogóle sens pisać o swoim życiu prywatnym. W końcu nie jestem pierwszą i nie ostatnią osobą, która musi wychowywać swoje młodsze rodzeństwo... Mimo wszystko postanowiłam jednak, że spróbuję coś naskrobać bo chciałabym zostawić tutaj jakiś ślad po sobie. Dlatego, żeby co niektórzy z Was lepiej mogli mnie poznać zdecydowałam się napisać coś więcej o sobie niż tylko to, że jestem studentką i mam narzeczonego. 

Pewnego dnia moje życie wywróciło się o 180 stopni i nic nie wskazywało na to, że będę kiedyś zmuszona zostać matką dla własnej siostry. Tak, dobrze przeczytałeś/aś... Uświadomiłam sobie wtedy, że będę musiała wykonywać rzeczy, które wcześniej robiłam rzadko. Dosłownie w tempie ekspresowym z dnia na dzień musiałam nauczyć się prać, ogarniać cały dom, dobrze gotować i znaleźć czas na naukę. Nie oznacza to, że wcześniej takich rzeczy nie robiłam. Robiłam ale sporadycznie, a jeżeli chodzi o sprzątanie to ograniczałam się jedynie do swojego pokoju i łazienki. Wcześniej miałam czas na to, żeby móc w spokoju pouczyć się, pomalować, iść do fryzjera, zrobić sobie brwi, iść na basen, móc poćwiczyć, pomalować paznokcie i spotkać się w międzyczasie ze swoim facetem. Jednak w dniu kiedy mój ojciec opuścił rodzinę bardzo szybko musiałam przyjąć rolę matki i zająć się swoją młodszą siostrą. 

Większość z Was zapewne pomyśli sobie co w tym wielkiego zajmować się 7 letnim dzieckiem. Przecież dziewczynka w tym wieku już sama potrafi się ubrać, posprzątać po sobie, umyć się i jeszcze będę miała sporo czasu na odpoczynek. Otóż nie w przypadku mojej siostry, która potrzebuje ogromnej uwagi i jest bardzo absorbującym dzieckiem... Ciężko namówić ją do sprzątania, a co dopiero do nauki czy innych rzeczy. Wcześniej zanim moje życie uległo zmianie byłam przekonana, że obowiązki domowe i wychowywanie dziecka w ogóle nie męczy. Ba... Nawet dziwiłam się kobietom zajmującym się domem i dzieckiem, które narzekały przy tym na swój brak wolnego czasu. Przecież jak można być zmęczonym siedzeniem w domu z dzieckiem? Jeszcze do niedawna uważałam, że robię w domu bardzo dużo tylko nie dostrzegałam jednej zasadniczej rzeczy, że 85% z nich robię tylko dla siebie. 

Na ten moment robię to wszystko po coś i dla kogoś. Robię to wszystko nie dlatego, że muszę bo mogłabym po prostu olać i odejść jak tchórz ale tego nie zrobię. Mogłabym udawać, że nic się nie stało i zwyczajnie zamieść problemy pod dywan. Nawet ostatnio mając okazję usiąść w końcu z dupą i odpocząć bo babcia siostrę zabrała do siebie na pół dnia to przez prawie 5 godzin doprowadzałam dom do porządku. Pomimo tego, że mieszkanie na drugi dzień dzięki siostrze na nowo wyglądało jak po trąbie powietrznej i tak byłam szczęśliwa... Pewnie myślisz sobie teraz, że jest coś ze mną nie tak bo jak można się cieszyć z bałaganu, który ktoś zrobił. Uwierz mi, że można się cieszyć z powodu chwilowego wywołania uśmiechu na twarzy mamy, która wróciła zmęczona z pracy do czystego domu. Jeszcze dwa miesiące temu byłam zupełnie inną osobą, która nie potrafiła docenić najmniejszego gestu ze strony bliskich. 

W tej chwili jestem bardzo wdzięczna między innymi swojemu narzeczonemu, który zabiera moją siostrę na jednodniowe wycieczki. W końcu nie ma obowiązku mnie wyręczać, a jednak... Wiem, że robi wszystko co może bo sam chodzi do pracy i ma prawo po niej odpocząć to jednak w tym momencie zwykłe dziękuję to za mało. Jest On dla mnie ogromnym wsparciem, a przede wszystkim jest człowiekiem z ogromnym sercem! Jest osobą, której nie potrafiłam nigdy wcześniej za nic podziękować bo uważałam, że tak musi po prostu być. Oprócz tego, że zaczęłam bardziej doceniać to przez ten czas nauczyłam się jeszcze jednego, a mianowicie dostałam od życia lekcję pokory... Mimo tego, że nogi w tym momencie bolą mnie niesamowicie, a jutro wcześnie rano będę musiała na nowo wstać do siostry to wiem jedno. Nigdy nie zamieniłabym dotychczasowego życia na inne mimo codziennego trudu i ogromnej cierpliwości. Nie zamieniłabym, ponieważ jaki ma sens życie samotnika, który może ma więcej pieniędzy w portfelu ode mnie i bardzo czysto w domu ale nie ma tego co ja mam. Miłości ze strony najbliższych...

Z góry przepraszam za jakość zdjęć. 










poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Tęczaki i Ciemnogród, czyli smutna walka o nic...

Ostatnimi czasy dość częstym zjawiskiem występującym w naszym społeczeństwie jest to, że wiele osób ustawia na Facebooku tęczową profilówkę. Po co i dlaczego to robią? Nie od dziś wiadomo, że na świecie istnieją tacy, którzy idą ślepo za tłumem niczym stado baranów i robią to co inni bez zastanowienia... No bo taka teraz moda i dużo osób też tak ma. Natomiast jeszcze inni chcą po prostu pokazać, że są po stronie homoseksualistów i to propagują... Cóż... Chyba jednak wolę pozostać odmieńcem ale do rzeczy. Jakiś miesiąc do tyłu w Stanach Zjednoczonych zostały zalegalizowane małżeństwa homoseksualne. Nie jestem żadnym homofobem i zanim zdążysz mnie zbluzgać w komentarzu najpierw uważnie przeczytaj...

Z natury jestem spokojną i opanowaną osobą, którą ciężko wyprowadzić z równowagi. Niestety ale tęczowe profilówki działają na mnie jak płachta na byka. Z góry Ci powiem, że nie mam nic przeciwko ludziom odmiennej orientacji. Tak więc jeżeli jesteś jednym z tęczaków możesz odetchnąć z ulgą. To o co mi chodzi? Już jakiś czas do tyłu na stronie promującej homoseksualizm próbowałam bezskutecznie wyrazić w kulturalny sposób swoje zdanie i wytłumaczyć jedną ważną kwestię. Jak się możesz domyślić spotkałam tam różne typy ludzi ale dwa szczególnie rzuciły mi się w oczy. Jedni to przeciwnicy związków homoseksualnych, którzy po nieudanych próbach przekonania tych drugich, że homoseksualizm jest zły po pewnym czasie sami zaczęli reagować agresją. Natomiast Ci drudzy to osoby popierające ludzi odmiennej orientacji, a Ci co mieli inne zdanie niż oni to na bank są z Ciemnogrodu. No tak bo jak nie idziesz ślepo za tłumem i masz inne poglądy od pozostałych to jesteś zacofana/y. 

Ja nie miałam i nie mam zamiaru przekonywać nikogo z Was, że homoseksualizm jest zły. Ja go akceptuję tak samo jak to, że ktoś ma inny kolor skóry tylko nie rozumiem jednej rzeczy... Po co stoi tęcza w Warszawie i po co są te całe maskarady i stronki pełne nienawiści typu: Precz z Ciemnogrodem! Nie może być normalnie? Jeden z udzielających się na forum napisał mi, że tęcza na profilowym jest na cześć ludzi homoseksualnych, którzy dostali prawo do zawarcia związku małżeńskiego. W odpowiedzi napisałam mu, że w takim razie może Ja też ustawię sobie zdjęcie na cześć tego, że jestem heteroseksualna. Facet jednoznacznie stwierdził, że Ja już te prawa mam od dawna i nie ma potrzeby tego propagować... Okej ale skoro homoseksualni te prawo też już dostali to po co ta cała szopka z tęczowymi na Facebooku? Po mojej ostatniej odpowiedzi koleś po prostu zamilkł i nie wiedział co ma odpowiedzieć. Niedługo może być tak, że heteroseksualni też zaczną domagać się postawienia pomnika na ich cześć lub czegoś innego co będzie głosić ich orientację seksualną...

Na szczęście sprawa trochę ucichła, a jakie jest Wasze zdanie na ten temat? :-)