piątek, 31 lipca 2015

Straciłam cząstkę siebie.

Cześć. Opowiem Ci historię o niezwykłej osobie, której już od roku nie ma z nami. Dlaczego akurat zdecydowałam się na taki tytuł postu? Jeżeli jesteście ciekawi to zapraszam do przeczytania notki. Przychodzi taki czas w życiu każdego człowieka, w którym jego życie zaczyna zależeć od innych osób. Tak właśnie było z moją babcią, a właściwie prababcią. Jednak cofnijmy się jakieś 10 lat wstecz. Do czasów, kiedy moja prababcia była w pełni sił...

Ja będąc jeszcze dzieckiem, bardzo dużo swojego czasu spędzałam właśnie z nią. Zawsze mogłam na nią liczyć... Nawet jak coś przeskrobałam stawała ona zawsze po mojej stronie i mnie broniła. Poświęcała się i odprowadzała mnie każdego dnia rano do szkoły i robiła to przede wszystkim bezinteresownie. Robiła to, ponieważ chciała. Sama będąc na wczasach zapraszała mnie, siostrę i moich rodziców do siebie. Nie myślała wtedy o sobie, żeby odpocząć. Bardziej zależało jej na rodzinie, żeby miała dobrze. Mimo, że sama potrzebowała spokoju i odpoczynku. Moja prababcia mając około 75 lat potrafiła wstać i zagrać ze mną w badmintona lub iść biegać, kiedy nikt inny nie chciał. Była to osoba, która żyła pełnią życia. Zabierała mnie latem na jagody, a jesienią na grzyby do lasu i sama mimo wieku miała więcej wszystkiego w koszyczku. 

Bardzo chciała pokazać mi świat... Bardzo chciała żyć! Pamiętam sytuację mając 7 lat w drodze na działkę bardzo mocno rozwaliłam sobie kolano, które w gruncie rzeczy nadawało się jedynie do szycia. Moja prababcia zamiast iść na grilla to wróciła się specjalnie do siebie do domu, żeby przynieść mi wodę utlenioną i bandaż... Śmiem nawet stwierdzić, że był to anioł w ludzkiej skórze. Chodziłam z nią i siostrą na niedzielne spacery i do kościoła. Zabierała nas do siebie na działkę. Do pewnego momentu dzięki niej byłam człowiekiem głęboko wierzącym. Dlaczego do momentu? Stało się to w momencie kiedy moja prababcia zachorowała na bardzo ciężką i nieuleczalną chorobę. Zaczęłam bluźnić, że Boga nie ma. Gdyby był to przecież nie pozwoliłby, żeby moja ukochana prababcia cierpiała. 

Z dnia na dzień jej stan się pogarszał, a ona sama mimo choroby była uśmiechnięta. Nie chciała robić nikomu problemu... Kiedy została przykuta do łóżka, zanosiłam jej jedzenie przygotowane przez mamę. Czasami nawet coś od siebie poszłam dokupić do picia... Wiedziałam, że to leżenie ją powoli zabija. Jeszcze kiedy chodziła było jej wszędzie pełno. Chciała być przy każdym i każdemu pomóc, a nie na odwrót. Dawała mi pieniądze, których nie chciałam. Przychodząc do niej chciałam, żeby po prostu nie czuła się samotna. Chciałam w jakiś sposób jej ulżyć... Mimo wszystko po długiej walce odeszła. Z jednej strony myślę, że dobrze. Przecież już się nie męczy i nie cierpi. Natomiast z drugiej wciąż nie mogę w to uwierzyć. Ciągle myślę, że leży tam nadal w domu. Najważniejsze, że mój Mateusz zdążył ją jeszcze poznać. 

Wiem jedno, że jak kiedyś urodzę dziecko to powiem mu o tej wspaniałej osobie, którą była moja prababcia. W sumie jest nadal ale w sercu. Najważniejsze, że są wspomnienia i pamięć. Teraz, kiedy siedzę i to piszę patrzy na mnie z góry i kibicuje mi w życiu. Tam do góry jest jej lepiej. Mimo, że serce na samą myśl boli strasznie... Napisałam to, żeby zostawić nawet mały ślad i uczcić jej pamięć. Jest to bardzo skrócony opis kawałka mojego dzieciństwa. Było o wiele więcej takich sytuacji, w których mogłabym się pochwalić moją prababcią. Na przykład dałam jedynie te, które przyszły mi w tej chwili na myśl. Jeżeli macie osobę, która jest dla Was w jakiś sposób ważna to spieszcie się ją kochać. Idźcie do niej i przytulcie ją, powiedzcie jej jak bardzo ją kochacie. Życie jest krótką chwilą, która ucieka momentalnie przez palce. My nie możemy jej zatrzymać. Jedynie możemy ją w pełni wykorzystać...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak już tu wszedłeś to zostaw po sobie mały ślad.
Będzie mi miło. :-)