Cześć. Pomysł na wpis powstał zupełnie przez przypadek w trakcie dzisiejszej pracy. Pomyślałam sobie, że byłby to nawet ciekawy temat do napisania postu tym bardziej, że trochę w tym temacie siedziałam. Nie będą to nakazy z mojej strony, które macie wdrożyć w swoje życie ale raczej krótka lekcja pokazująca nad czym warto pracować by zmienić negatywne nastawienie do siebie. Zdaję sobie sprawę, że na siłę nikogo nie przekonam i nie zmienię ale może w jakiś choć najmniejszy sposób komuś pomogę odnaleźć samego siebie.
Pamiętam, że mając kilkanaście lat byłam skupiona tylko i wyłącznie na własnym wyglądzie. Ważne było to, żeby modnie się ubrać i nie przytyć ale zacznijmy od początku. Jak sami dobrze wiecie na nasze zachowanie duży wpływ ma otoczenie i to właśnie po części ono kształtuje naszą psychikę i to jak postrzegamy siebie samych i świat. Okres dojrzewania to czas buntu i rozczarowań, który u jednych trwa krótko i jest praktycznie niezauważalny. Natomiast u drugich odbija się ciężko na psychice i czasami z takiego stanu lekkiej depresji jest bardzo ciężko samemu wyjść. Ze mną ciężko było się w tamtym czasie dogadać i możesz wierzyć lub też nie ale na każdym kroku starałam się zwrócić na siebie uwagę na wiele sposobów jak przystało na nastolatkę. Jak się możesz domyślić efekty były marne albo nawet wcale ich nie było widać więc stwierdziłam, że jestem beznadziejna i po prostu muszę zacząć się jeszcze bardziej starać. Pierwsze co mi przyszło w tamtym czasie na myśl to mój wygląd nadający się do poprawki czyli postanowiłam sobie jak najszybciej schudnąć i zmienić styl ubierania.
Jako nastolatka zaczęłam się głodzić bo skoro ucieczki z domu i pyskowanie efektu nie przynosiło to trzeba było się udać do bardziej drastycznych środków. Uważałam, że głodówką zwrócę na siebie większą uwagę rodziny to jeszcze będę miała przez to więcej znajomych. To właśnie w Gimnazjum moja psychika uległa dość znacznemu pogorszeniu i to właśnie tam moja samoocena spadła zupełnie na dno. Z dnia na dzień stawałam się coraz bardziej chudsza ale nie szczęśliwsza. Inni zaczęli zwracać uwagę, że jestem szczuplejsza ale nie widzieli tego jak moja psychika cierpi. Nie jest to wina tylko i wyłącznie mojej rodziny, która w tamtym czasie zwracała uwagę tylko na 14 lat młodszą siostrę. To również po części wina rówieśników z Gimnazjum gdzie szydzono i wyśmiewano za kilka kilogramów więcej lub po prostu za ciuchy z bazarku. Pamiętam, że wpadłam nawet w fobię, że bałam się przytyć chociażby 1 kg. Taki stan trwał kilka lat i trwałam w nim jako niewolnik własnego ciała...
Do momentu, w którym to poszłam na studia i poznałam ją. Kobietę w wieku mniej więcej podobnym do mojej mamy, która nosiła bardzo dużo nadprogramowych kilogramów. Jej styl i fryzura dały mi wiele do myślenia bo przecież jak to jest możliwe, że nosi ona sukienki eksponujące jej mankamenty i jest uśmiechnięta i w tamtym momencie uświadomiłam sobie jedną rzecz. Mianowicie doszłam do wniosku, że brak akceptacji to nie mankamenty ciała ale mankamenty naszego wnętrza. To wszystko co widzimy w czarnych barwach tak naprawdę jest wizją, którą stwarza nam własny umysł. Przecież to nie Ja mam problem z tym, że mam parę kilogramów więcej tylko inni. Ja nie będę się zmieniać pod kogoś, a jeżeli sama podejmę decyzję o schudnięciu to schudnę. Może na początku będzie Ci ciężko przekonać się do siebie samego ale uwierz mi, że jeżeli już to zrobisz to będziesz najszczęśliwszym człowiekiem na całym świecie. Przecież to nie inni mają decydować o tym jak masz się ubrać lub ile masz ważyć.
W końcu to Ty masz być szczęśliwy i podobać się samemu sobie. Jeżeli Twojemu najlepszemu przyjacielowi nie podoba się to jak się ubierasz to może zamiast sposobu ubierania powinieneś zmienić przyjaciela?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak już tu wszedłeś to zostaw po sobie mały ślad.
Będzie mi miło. :-)