Cześć. Opowiem Ci historię o niezwykłej osobie, której już od roku nie ma z nami. Dlaczego akurat zdecydowałam się na taki tytuł postu? Jeżeli jesteście ciekawi to zapraszam do
przeczytania notki. Przychodzi taki czas w życiu każdego człowieka,
w którym jego życie zaczyna zależeć od innych osób. Tak właśnie
było z moją babcią, a właściwie prababcią. Jednak cofnijmy się
jakieś 10 lat wstecz. Do czasów, kiedy moja prababcia była w pełni
sił...
Ja będąc jeszcze dzieckiem, bardzo dużo swojego czasu
spędzałam właśnie z nią. Zawsze mogłam na nią liczyć... Nawet
jak coś przeskrobałam stawała ona zawsze po mojej stronie i mnie
broniła. Poświęcała się i odprowadzała mnie każdego dnia rano
do szkoły i robiła to przede wszystkim bezinteresownie. Robiła to,
ponieważ chciała. Sama będąc na wczasach zapraszała mnie,
siostrę i moich rodziców do siebie. Nie myślała wtedy o sobie,
żeby odpocząć. Bardziej zależało jej na rodzinie, żeby miała
dobrze. Mimo, że sama potrzebowała spokoju i odpoczynku. Moja
prababcia mając około 75 lat potrafiła wstać i zagrać ze mną w
badmintona lub iść biegać, kiedy nikt inny nie chciał. Była to
osoba, która żyła pełnią życia. Zabierała mnie latem na
jagody, a jesienią na grzyby do lasu i sama mimo wieku miała więcej
wszystkiego w koszyczku.
Bardzo chciała pokazać mi świat... Bardzo
chciała żyć! Pamiętam sytuację mając 7 lat w drodze na działkę
bardzo mocno rozwaliłam sobie kolano, które w gruncie rzeczy
nadawało się jedynie do szycia. Moja prababcia zamiast iść na
grilla to wróciła się specjalnie do siebie do domu, żeby
przynieść mi wodę utlenioną i bandaż... Śmiem nawet stwierdzić,
że był to anioł w ludzkiej skórze. Chodziłam z nią i siostrą
na niedzielne spacery i do kościoła. Zabierała nas do siebie na
działkę. Do pewnego momentu dzięki niej byłam człowiekiem
głęboko wierzącym. Dlaczego do momentu? Stało się to w momencie
kiedy moja prababcia zachorowała na bardzo ciężką i nieuleczalną
chorobę. Zaczęłam bluźnić, że Boga nie ma. Gdyby był to
przecież nie pozwoliłby, żeby moja ukochana prababcia cierpiała.
Z dnia na dzień jej stan się pogarszał, a ona sama mimo choroby
była uśmiechnięta. Nie chciała robić nikomu problemu... Kiedy
została przykuta do łóżka, zanosiłam jej jedzenie przygotowane
przez mamę. Czasami nawet coś od siebie poszłam dokupić do
picia... Wiedziałam, że to leżenie ją powoli zabija. Jeszcze
kiedy chodziła było jej wszędzie pełno. Chciała być przy każdym
i każdemu pomóc, a nie na odwrót. Dawała mi pieniądze, których
nie chciałam. Przychodząc do niej chciałam, żeby po prostu nie
czuła się samotna. Chciałam w jakiś sposób jej ulżyć... Mimo
wszystko po długiej walce odeszła. Z jednej strony myślę, że
dobrze. Przecież już się nie męczy i nie cierpi. Natomiast z
drugiej wciąż nie mogę w to uwierzyć. Ciągle myślę, że leży
tam nadal w domu. Najważniejsze, że mój Mateusz zdążył ją
jeszcze poznać.
Wiem jedno, że jak kiedyś urodzę dziecko to
powiem mu o tej wspaniałej osobie, którą była moja prababcia. W
sumie jest nadal ale w sercu. Najważniejsze, że są wspomnienia i
pamięć. Teraz, kiedy siedzę i to piszę patrzy na mnie z góry i
kibicuje mi w życiu. Tam do góry jest jej lepiej. Mimo, że serce
na samą myśl boli strasznie... Napisałam to, żeby zostawić nawet
mały ślad i uczcić jej pamięć. Jest to bardzo skrócony opis
kawałka mojego dzieciństwa. Było o wiele więcej takich sytuacji,
w których mogłabym się pochwalić moją prababcią. Na przykład
dałam jedynie te, które przyszły mi w tej chwili na myśl. Jeżeli
macie osobę, która jest dla Was w jakiś sposób ważna to
spieszcie się ją kochać. Idźcie do niej i przytulcie ją,
powiedzcie jej jak bardzo ją kochacie. Życie jest krótką chwilą,
która ucieka momentalnie przez palce. My nie możemy jej zatrzymać.
Jedynie możemy ją w pełni wykorzystać...